niedziela, 13 kwietnia 2014

trening skokowy

*Pamela-Ann
 Sagitta-Matt

Siedziałam rano w salonie i przeglądałam jakieś czasopisma z końmi. Bez Alex ogólnie działo się w stajni troszkę mniej bo nikt z nas nie wpadał na takie szalone pomysły jak ona. No ale trudno...trzeba było sobie jakoś radzić.
Większość z ekipy miała już przydzielone zajęcia lub chowała się gdzieś przed moim okiem. Przeglądając tak różne zdjęcia rumaków postanowiłam ruszyć się i zrobić sobie jakąś jazdę. Myślałam długo aż stanęło na Pameli. Wstałam z kanapy i ruszyłam do wyjścia gdzie natknęłam się na Matta, co wykorzystałam od razu i zaciągnęłam go do stajni aby przyszykował sobie Sagi.
Wzięłam sprzęt oraz szczotki Pamelki i ruszyłam do jej boksu. Oczywiście wyglądała z nad niego i gdy mnie dostrzegła patrzyła na mnie bardzo uważnie.
Ostrożnie otworzyłam jej boks i weszłam do środka głaskając ją i następnie założyłam kantar i wyprowadziłam przed stajnię aby ją w spokoju wyczyścić.
Matt sprowadzał właśnie Sagi z pastwiska, ale wolał czyścić ją w boksie dlatego tam też z nią poszedł.
Czyszczenie Pam nie należało do najłatwiejszych zadań ale wkrótce się udało i przeszłam do siodłania. Założyłam jej miętowy komplet, ogłowie i na koniec siodło.
Właśnie zabierałam się za opuszczenie strzemion kiedy Matt wyjechał ze stajni na srokatej.
-Ty już jedź na plac a ja zaraz dojdę-powiedziałam do niego a chłopak kiwnął głową i ruszył stępem w wskazanym kierunku.
Po chwili upewniłam się ze wszystko jest ok i poprowadziłam rudą w stronę placu gdzie Matt jeździł już we wszystkie strony żwawym stępem.
Odwróciłam się do Pameli i dosiadłam jej. Czułam jak Pam lekko się napina, ale wiedziałam że to dlatego że moja współpraca z nią jest dopiero na samym początku i klaczka mi jeszcze tak bardzo nie ufa.
Poprawiłam sobie strzemiona i ruszyłam w przeciwnym kierunku do Matt'a. Pamela z początku wgl nie akceptowała tego, że to ja siedzę na jej grzbiecie i mimo wolnego chodu szarpała głową na wszystkie strony i nie reagowała na żadne znaki.
Zebrałam jej bardziej wodzę i próbowałam wykręcić kilka wolt co równie było dość trudną rzeczą do osiągnięcia ale po kilkunastu próbach udało się i klacz trochę się uspokoiła.
Sagitta w tym czasie truchtała sobie spokojnie prowadzona przez chłopaka, po całym obwodzie hali i widać było że łapie ze swoim jeźdźcem dobry kontakt.
Po chwili najechali na drągi ułożone na środku i klacz przejechała przez nie płynnie ani razu nie dotykając drąga. Jak na swoje początki pracy skokowej radziła sobie naprawdę dobrze.
Po kilku kółkach w stępie zebrałam bardziej Pamelę i ruszyłyśmy kłusem. Klacz dalej rzucała łbem na prawo i lewo a le znacznie mniej. Cały czas konsekwentnie starałam się jej udowodnić, że to jednak ja tu żądze a nie ona.
Po trzech "szarpanych" kółkach w kłusie, Pamela uspokoiła się już i zrozumiała, że nie ma co ze mną walczyć bo i tak ja jestem górą.
W kłusie zrobiłyśmy też kilka wolt, zmian kierunku oraz ósemkę przez cały plac. Klacz mimo że się już uspokoiła to czułam, że nie mam z nią aż tak dobrego kontaktu jak z resztą naszych rumaków.
Matt wykonywał bardzo podobne ćwiczenia do naszych a dorzucił jeszcze młodej kilka zmian tempa, kłus-stęp, stęp-kłus, które klacz z początku wykonywała niezbyt płynnie ale po którymś powtórzeniu ćwiczenia całkowicie załapała o co chodzi i poszło jej to już o wiele lepiej.
Obydwa konie bardzo skupiły się na wykonywaniu ćwiczeń i angażowały swoje ciała, ale Pam oczywiście coś nie grało i okazywała to prychając od czasu do czasu ale mimo to szła już do końca posłusznie.
W końcu przyszedł czas na galop. Sagitta i Matt bez problemu się dogadywali dlatego od razu gdy chłopak dał młodej sygnał ta wystartowała energicznym galopem i troszkę za szybkim ale chłopak szybko sprostował jej tempo. Galopowali w lewo dlatego ja Pam ustawiłam w stronę prawą i również przeszłyśmy do płynnego galopu.
W tym chodzie każdy z nas zrobił kilka ćwiczeń a potem przeszliśmy do pokonywania parkuru.
-To ja pojadę pierwsza-powiedziałam i nie zatrzymując Pam skierowałam ją na pierwszą przeszkodę.
Matt zatrzymał łaciatą pod samym ogrodzeniem i oglądał nasze poczynania.
Kasztanka nastawiła uszy w stronę przeszkody i gnała na nią ile sił w kopytach. Próbowałam troszkę na tym zapanować, ale że to nie pomagało skupiłam się na daniu jej odpowiedniego sygnału.
Tuż przed przeszkodą dałam jej jakoby sygnał i klacz w zawrotnym tempie przeskoczyła nad przeszkodą z tak mocnym wybiciem, że zdawało mi się że skaczemy przez większą przeszkodę niż była w rzeczywistości.
Resztę przeszkód było pokonywane w taki sam sposób. Czyli Pamelka pędziła na nie, potem mocno wybijała się ze sporym zapasem i po chwili lądowała za przeszkodą nie zrzucając jej i kierując się na następną.
To było coś. Chyba po raz pierwszy miałam zaszczyt dosiąść konia, który ma taką technikę skoku.
Po przejechaniu wszystkiego stopniowo zwolniłam klaczkę do stępa i zaczęłam głaskać ją po całej szyjce z dwóch stron.
-Doskonale sobie poradziłaś-pochwaliłam ją a potem przejechałyśmy na mniejszą część placu gdzie nie było przeszkód, aby klacz mogła mieć ruch a Matt z młodą możliwość spokojnego pokonania przeszkód.
Gdy odwróciłam się aby zobaczyć jak poradzi sobie Matt, galopowali już na pierwszą z przeszkód.
Sagitta podobnie jak Pamela miała uszy nastawione w stronę przeszkody, ale w porównaniu do arabki spokojne i równe tempo. Chłopak idealnie sobie z nią radził i w efekcie po chwili przeskoczyli już przez pierwszą przeszkodę bezbłędnie i pogalopowali do następnej.
Sagi była bardzo skupiona na tym co robi i bezbłędnie przeskakiwała każdą przeszkodę, która była na jej drodze.
Po chwili skończyli przejazd i chłopak w galopie wyklepał klaczkę a potem przeszedł spokojnie do stępa
-to może przejedziemy sobie jeszcze raz to samo z tą samą wysokością i kończymy? Bo w sumie dobrze sobie radzą, a to ich pierwszy taki większy trening tu....-powiedziałam a że Matt się zgodził tak też zrobiliśmy.
Z tym przejazdem było dokładnie tak samo. Pamelka leciała jak burza na każdą z przeszkód i brała je tak, jakby były o wiele większe niż są. Mimo to przejazd skończyła bez żadnej zrzutki i w dobrym czasie co mnie ucieszyło. Wyklepałam ją i czekałam aż Matt skończy swój drugi przejazd. U nich również nic się nie zmieniło, może prócz tego że Sagitta była mniej skupiona niż za pierwszym razem.
Na rozstępowaniu każdy jechał w swoją stronę, żeby w razie czego nie kusić koni do jakiegoś podgryzania czy czegoś podobnego.
-trzeba ruszyć dziś jak najwięcej koni, żeby wykorzystać pogodę puki jest ładna
-też tak uważam...to może ruszymy jakieś dresażowce i pokazowce a potem wyścigówki?
-co do tego ostatniego to wolałabym nie, bo Harry zajmuję się od rana do wieczora Nikitą, bo strasznie się polubili a bez Alex nie ma kto wsiąść na Corriendo bo dobrze wiesz, że to ona mobilizuje go najbardziej do pracy
-no dobra, to potem się ustali kto kogo bierze
Kiwnęłam głową i po około 10 minutach łażenia stępem zeskoczyliśmy z wierzchowców, poluzowaliśmy popręgi, podciągnęliśmy strzemiona i ruszyliśmy w stronę stajni.
Konie zostały przez nas sprawnie rozsiodłane, czapraki zostawione do wyschnięcia, owijki wrzucone do pralki bo i tak nadawały się już do prania a wędziła umyte i odwieszone wraz z siodłami.
Byłam zadowolona z treningu Sagi i Pam, choć co do arabki to wiem, że muszę spędzać z nią znacznie więcej czasu żeby klacz miała podstawy do tego, że może mi całkowicie zaufać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz