piątek, 1 listopada 2013

Trening ujeżdżeniowy | Comanche & Provocative |

Ann & Comanche
Alex & Provocative

Dzień od rana był słoneczny i dość ciepły jak na tą porę roku. Od razu po wstaniu i ogarnięciu się wyszłam na dwór i udałam się do stajni, aby przywitać się z każdym koniem.  Oczywiście po drodze dołączyła do mnie Lottie.
Gdy już byłam przywitana z każdym kopytnym wróciłam do domku. W salonie była już Ann z czego bardzo się ucieszyłam i spytałam
-Co ty na to, żeby zrobić trening?
-O! Dobry pomysł-ożywiła się Ann i szybko wstała z sofy a potem dodała-a kogo bierzemy?
-Ty weź może Comanche bo odkąd u Nas jest miał trochę wolnego, więc trzeba go ruszyć, a ja wezmę tego diabła Provocative...
-No dobra-odpowiedziała i poszłyśmy do stajni.  Obydwa konie stały w stajni dla ogierów, a dodatkowo w boksach sąsiadujących mogłyśmy z Ann sobie przy okazji trochę pogadać.
Ja oczywiście musiałam wyprowadzić ogiera z boksu, bo przy jego zachowaniu czyszczenie w boksie mogłoby się dla mnie źle skończyć. Ann wcześniej zaczęła czyścić Comanche, dlatego też trochę wcześniej była gotowa do jazdy.
Po jakimś czasie również byliśmy gotowi, więc dołączyłam z Provocative do Ann, która czekała przed stajnią.
-Dobra, ja pójdę pierwsza to wtedy będzie spokojniejszy...-powiedziałam i poprowadziłam ogiera w stronę maneżu. Stwierdziłam, że lepiej będzie pojeździć na świeżym powietrzu niż w hali.
Gdy już weszłyśmy na maneż od razu dosiadłyśmy konie. Przede mną i Prov było niełatwe zadanie. 
Ogier dziś po raz pierwszy miał mieć trening z innym koniem. Do tej pory zawsze jeździł sam, z obawy przed tym, aby żadnego konia nie ugryzł, tak, jak to bywało w jego naturze.
Ann z Comanche też nie miała łatwo, bo siedziała na nim po raz pierwszy odkąd do Nas przyjechał.
Zaczęłyśmy stępować w miarę dużej odległości od siebie, ale tak, aby Provocative widział drugiego ogiera. Czułam, że jest w nim duża poprawa. Przy czyszczeniu po raz pierwszy nie kopał mnie ani nie gryzł, a teraz szedł dość spokojnie. Ucieszyło mnie to a potem spojrzałam na Ann i pokazałam kciuk do góry. Po chwili konie szły równo koło siebie, a ja nie wierzyłam, ze Prov może być taki spokojny.
-Chyba ktoś Ci konia podmienił-usłyszałam głos Matta, który stał oparty o ogrodzenie i uśmiechał się szeroko.
Zaśmiałyśmy się z Ann na te słowa a potem spytałam
-Masz może ochotę na skoki? Bo trzeba ruszyć, też Argienta, Karego i  Sabenę.
-Spoko, to ja na razie idę pomóc David'owi a jak skończycie to wiecie gdzie mnie szukać.
Kiwnęłyśmy z dziewczyną równo głowami i przeszłyśmy do kłusa.  Tu też Prov był bardzo grzeczny co jeszcze bardziej mnie ucieszyło.
Zrobiłyśmy kilka przejść typu stęp-kłus, kłus-stęp, kilka wolt, trochę ciaśniejszych i większych. Serpentynę obydwa konie wykonały dobrze a zaraz po tym ósemkę przez cały maneż. Następnie zrobiliśmy trochę zwrotów i zatrzymań. Na długich ścianach jechaliśmy wyciągniętym, a na krótszym zebranym.  Następnie postanowiłam poćwiczyć oddziaływanie na pomoce, a Ann skupiła się bardziej na ustępowaniu i obydwa koniska radziły sobie doskonale.  Po kilkunastu minutach przeróżnych ćwiczeń w kłusie postanowiłam że czas na galopik.
-Dobra, to teraz troszkę galopu. Jedź pierwsza.
-Ok-powiedziała Ann i po lekkim daniu sygnału Comanche od razu zagalopował.  Ann galopowała bardziej po zewnętrznej więc ja zatrzymałam Prova przy drągach i obserwowałam dziewczynę. Widać było, że dogadała się z łaciatym mimo że siedzi na nim pierwszy raz. Dogadali się i coś czuję, że będą świetną parą.
Po chwili Ann zaczęła ćwiczyć przejścia z galopu do kłusa i na odwrót i ogier wykonywał je dość płynnie. Gorzej było już z przejściami stęp-galop, ale po wielokrotnym powtarzaniu ćwiczenia ogier to załapał.  Następnie w płynnym galopie zmieniła kierunek jazdy i zrobiła lotną, co wyszło im prawie perfekcyjnie.  Po chwili zwolnili i przeszli do stępa. Teraz była kolej Provocative.
Podjechałam do narożnika i dałam mu znak a on płynnie zagalopował choć zaraz po tym strzelił wielkiego barana. Postanowiłam, że pozwolę mu się wybiegać i po chwili zebrałam mu bardziej wodze i przeszliśmy do galopu zebranego a potem do roboczego. Było dobrze więc postanowiłam wykonać podobne ćwiczenia do Ann. Ogier radził sobie dobrze, z lotną było ciut gorzej więc powtórzyłam to i za drugim razem wyszło mu doskonale.
W końcu postanowiłyśmy skończyć. Nie był to jakiś ogromny trening, który planowałam zrobić Provciowi , ale i tak byłam z niego dumna, bo nie reagował agresywnie na innego konia, i nie chciał mnie aż tak bardzo zrzucić w galopie. Razem z Ann wymiziałyśmy nasze wierzchowce i wyjechałyśmy z maneżu.
Przed stajnią rozsiodłałyśmy ogry, Matt który akurat tam był zaniósł sprzęt do siodlarni a my zaprowadziliśmy konisie na myjkę, żeby obmyć im kopytka z piachu a potem zaprowadziłyśmy do boksów. Tam dostały jeszcze po kilka cukierków, zostały ponowie wygłaskane a następnie ja z Ann ruszyłyśmy do domku czegoś się napić i nabrać sił przed następną jazdą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz