sobota, 10 sierpnia 2013

Teren- Pan Wiatru, Valentine, Folium, Thomas, Donna Carusso

Pan Wiatru (Kary) & Alex
Valentine & Ann
Folium & Matt
Thomas & Scott
Donna Carusso & Sophie

Wieczorem koło 19.00 gdy wszystko było już zrobione razem z Ann, Matt'em oraz Scott'em i Sophie, którzy przyjechali Nas odwiedzić,  poszliśmy po konie z pastwiska.  Razem z Ann i Matt'em tak jak planowaliśmy wzięliśmy Karego, fryza Ann i Foliuma, natomiast Scott'owi i Sophie przydzieliłam Donne Carusso i Thomas'a.  Każdy z Nas przyczepił uwiąz do kantara i ruszyliśmy wyczyścić konie.
Rozczesywałam grzywę ogiera gry w stajni pojawił się Jack. Uśmiechnęłam się do niego i dalej czesałam grzywę. Chłopak natomiast zamiótł resztki siana ze stajni i pomógł nam przynieść sprzęt.
Zaczęłam siodłać  Karego ale dzisiaj coś mu odbijało. Kręcił się, zarzucał łbem...nie potrafił ustać spokojnie w miejscu więc założyłam mu tylko żółty czaprak i zaczęłam głaskać spokojnie po szyi
-spokojnie Kary...-powiedziałam i pogłaskałam go jeszcze kilka razy ale niebyt to pomogło więc założyłam mu siodło a potem zerknęłam na Jack'a
-podasz mi jego ogłowie?
-jasne-odpowiedział chłopak i podszedł podając mi jego ogłowie. Zajęłam się zakładaniem a chłopak w tym czasie powiedział
-a tak przy okazji to mam coś jeszcze zrobić jak Was nie będzie? Wgl na ile jedziecie?
Ściągając z szyi ogiera kantar i przekładając wodze odpowiedziałam mu
-możesz koło 20.00 sprowadzić resztę koni do boksów i dać im kolację...a na ile to nie wiem...jest już chłodniej, ale nadal ciepło, więc jedziemy nad jezioro...ale to najbliższe...no myślę, że wrócimy za jakieś półtorej godziny...więc jak już będziesz chciał iść do domu, to przymknij drzwi stajni, zamknij dom, a klucze zostaw tam gdzie zawsze.
-ok- dopowiedział Jack z uśmiechem i poszedł do stajni a ja wsiadłam na ogiera i czekałam na resztę. W końcu jechaliśmy brzegiem piaszczystej drogi prowadzącej do lasu żwawym stępem w dość zgranym zastępie. Kary był dobry w prowadzeniu, więc jechałam pierwsza, następnie Matt z Folium'em, Scott z Thomas'em,  Sophie z Donną a Ann z Valentine'm zamykali zastęp.
Kary szedł dość wyluzowany ale gdy wjechaliśmy w ścieżkę między łąkami i widokiem rozciągającym się na góry i lasy z zaciekawieniem podniósł głowę i rozglądał się na wszystkie strony.  W końcu wyjechaliśmy na dość pewną ścieżkę i zakłusowałam  a za mną cała reszta. Kary szedł do przodu bardzo pewnie i szybko, uwielbiał tereny a dość dawno w nich nie był.  Folium który kłusował za nami rozochocił się i zbliżył się do zadu Karego a Matt próbował zachować odległość, ale jego starania poszły na nic. Kary zarżał z lekką irytacja i machnął tylną nogą w stronę Foliuma a siwek machnął gwałtownie łbem. Przeszłam do kłusa i odwróciłam się do chłopaka
-chyba musimy zmienić kolejność...zamień się z Sophie...
Po zmianie Donna jechała za Karym, a znając go dość dobrze trzymała odpowiednią odległość. W końcu wyjechaliśmy kłusem z lasu i przed nami rozciągała się ogromna łąka a za nią jezioro. Wszyscy zagalopowaliśmy w tym samym momencie.  Zaśmiałam się i pozwoliłam ogierowi galopować w jego tępie i nawet nie zauważyłam jak przeszliśmy do cwału.  Koło nas cwałowała Ann i jej wspaniały fryz a za nami Sophie a potem reszta. Pod koniec łąki zwolniłam ogiera do wolnego galopu a potem przeszłam do kłusa i stępa. Poklepałam go po szyi i powiedziałam z zadowoleniem
-dobry koniś!
Teraz stępowałam razem z Ann koło siebie
-w sumie to taki teren nie jest zły, można by jeździć codziennie...-powiedziała Ann
-masz rację-powiedziałam z uśmiechem i zatrzymałam konia żeby poczekać na resztę. Po kilku minutach wszyscy do Nas dojechali
-boże...jak wy zapierdzielacie!- krzyknęła Sophie-na początku się was trzymałam, ale potem to nie było takie łatwe! Trudno dogonić te wasze koniska-zaśmiała się
Spojrzałam na Ann porozumiewawczo i już wszyscy koło siebie ruszyliśmy w stronę jeziora, które było już całkowicie widoczne. Wjechaliśmy na piaszczysty brzeg, Kary od razu wparował do wody i zaczął radośnie rżeć.  Powoli wchodził coraz głębiej, ale zatrzymałam go i nie pozwoliłam  wejść dalej. No bo bez przesady...Inne konie też bardzo radośnie taplały się w wodzie.  W końcu po dobrej zabawie przyszedł czas na powrót.  Wracaliśmy już trochę zmęczeni i już nikt nie dbał kto za kim jedzie, konie były zmęczone ale szły wesoło cały czas się rozglądając.
Po około pół godziny byliśmy na terenach stadniny. Podjechaliśmy pod stajnię, która była zamknięta, a to oznaczało, że Jack poszedł już do domu.  Założyłam Karemu kantar na szyję, popuściłam popręg i poszłam w 'sekretne' miejsce gdzie zawsze zostawialiśmy klucze. Po chwili wróciłam i otworzyłam stajnie, a konie zarżały radośnie. 
Po wszystkim konie zaczęły jeść kolację, którą Jack przygotował już wcześniej, a my umyliśmy wędzidła i odnieśliśmy sprzęt.  Zamknęłam siodlarnię i z pomocą przyjaciół zamiotłam jeszcze stajnię, i sprawdziłam czy z końmi wszystko ok, po czym pożegnałam się ze Scott'em i Sophie i razem z Ann i Matt'em wróciliśmy do domu.
-Matt, będziesz jutro?- spytałam go ściągając buty i kładąc się zmęczona na kanapie.

-raczej tak-odpowiedział chłopak i chwilę potem pożegnał się z nami a my razem a Ann poszłyśmy zamknąć stajnie, sprawdzić teren  czy wszystko gra i godzinę później już spałyśmy. 

1 komentarz:

  1. Zapraszam na zawody ujeżdżeniowe!
    hipodrom-nh.blogspot.com
    wsks-nh.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń